„Jaskinia zapomnianych snów” (2010) – co rzadkie w przypadku filmów Wernera Herzoga – wywołała we mnie pewien dysonans. Z jednej strony dostrzegam w niej wiele cech charakterystycznych dla dokumentów niemieckiego twórcy, na czele z reżyserską narracją, z patosem zarówno tego komentarza, jak i towarzyszącej obrazowi muzyki (autorstwa Ernsta Reijsegera). Z dziwactwami (jak postscriptum „Jaskini...”) oraz niezwykłymi postaciami. Z tym, że tych ostatnich jest tutaj trochę mniej, nie wybijają się na pierwszy plan. Siła najwybitniejszych dzieł Herzoga często wypływa z wyjątkowości portretowanych osób oraz ich niesamowitych historii.